maj – wrzesień. listopad – marzec. średnia temperatura 26°C. średnia temperatura 14°C. od kwietnia do czerwca możliwe okresowe skoki do 30-40°C ze względu na gorące powietrze z Egiptu. od grudnia do lutego najbardziej deszczowo, średnio 127 mm / miesięcznie.
W ciągu trwającego od czterech dni konfliktu zginęło już około 1,2 tys. obywateli Izraela i ponad 1 tys. mieszkańców Strefy Gazy. Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do
Izrael w Lipcu oferty na wczasy i wakacje. Porównaj oferty ponad 120 biur podróży i rezerwuj online z Wakacje.pl
IZRAEL 5 DNI Zapraszamy do udziału w wycieczce do 3-go tysiąclecia p.n.e., do krainy stanowiącej łącznik cywilizacji islamsko-judeo-chrześcijańskiej. Już od niemal dwóch tysiącleci przybywają do Ziemi Świętej pielgrzymi, aby zobaczyć miejsca opisane w Biblii. Wyznawcy wszystkich religii
Izrael może odwołać inwazję na Strefę Gazy. Są dwa warunki - RMF24.pl - Od 17 dni, niemal bez przerwy, izraelskie lotnictwo bombarduje cele Hamasu. Jak wielokrotnie zapowiadano, naloty są
od 11 534 zł za grupę. Zobacz szczegóły. Oferta alternatywna. Następna. 1. 2. OFERTY first minute na wakacje ☀️ i lato 2024 Izrael ️ SPRAWDŹ najlepsze propozycje na wczasy ⭐. Izrael aktualne oferty ☛ REZERWUJ ️ wymarzone wakacje.
TyoS. Na Syrię miały spaść izraelskie rakiety ziemia-ziemia, wystrzelone z rejonu okupowanych przez Izrael Wzgórz Golan. Atak miał wywołać "pewne straty materialne". Czytaj więcej Według doniesień publikowanych przez "Jerusalem Post" cele ataku miały znajdować się w pobliżu miejscowości Madinat al-Baath i Rwihinah, w pobliżu granicy z Izraelem. To już drugi atak rakietowy, jaki Izrael miał przeprowadzić na Syrię w ciągu tygodnia. W ubiegły czwartek rakietami ziemia-ziemia miały zostać zaatakowane cele na południe od Damaszku. Strona internetowa "Syrian Capital Voice" informowała wówczas, że Izrael zaatakował pozycje irańskich milicji i magazyny z uzbrojeniem. Izrael regularnie atakuje cele w Syrii związane z obecnością na terytorium tego kraju irańskich milicji i Hezbollahu Dwa tygodnie temu pocisk przeciwlotniczy wystrzelony przez syryjską armię wywołał alarm rakietowy w północnym Izraelu. Wcześniej syryjskie media informowały o ataku powietrznym Izraela na cele w pobliżu Damaszku. Syryjska agencja informacyjna SANA podawała wówczas, że syryjski żołnierz i pięciu cywilów zginęło w wyniku izraelskiego uderzenia z powietrza. W poniedziałek szef MSZ Rosji, Siergiej Ławrow, potępił izraelskie ataki na Syrię ostrzegając, że takie ataki mogą prowadzić do eskalacji konfliktu. Szef syryjskiego MSZ, Faisal Mikdad ostrzegł, że Syria odpowie na izraelskie ataki. Izrael regularnie atakuje cele w Syrii związane z obecnością na terytorium tego kraju irańskich milicji i Hezbollahu. Tel Awiw obawia się, że Iran, który jest sojusznikiem prezydenta Syrii, Baszara el-Asada, wykorzysta wojnę domową trwającą w Syrii od 2011 roku do umocnienia swojej obecności wojskowej w tym kraju i uczynienia z Syrii przyczółka do ewentualnej agresji przeciw Izraelowi.
Do zorganizowania wycieczki do Izraela skłoniła nas bardzo dobra oferta cenowa biletów lotniczych naszego narodowego przewoźnika oraz wiosenna tęsknota za słońcem. Wybraliśmy termin na początku marca, optymalny pod względem warunków pogodowych na zwiedzanie, trekking i krótkie plażowanie. Przy wyborze terminu lotu warto pamiętać, że w Izraelu od piątkowego zachodu słońca do sobotniego zachodu panuje szabas. W praktyce oznacza to, że nie działa żadna komunikacja, nie jeżdżą pociągi ani autobusy, a jedynym środkiem transportu, którym można dojechać na lotnisko bądź się z niego wydostać jest taksówka należąca do wyznawców innych religii niż Judaizm. Cena pokonania około 20 kilometrowej trasy z centrum Tel-Avivu na lotnisko, bądź w odwrotną stronę to około 150 ILS (Szekli) czyli 150 PLN. Wiele linii lotniczych oferuje bardzo niskie ceny biletów na sobotnie loty, ale pamiętajmy, że tego dnia nie uda się skorzystać z komunikacji publicznej. Przed wyjazdem do Izraela dobrze jest zaplanować szczegółowo pobyt, zwłaszcza jeżeli chcemy odwiedzić wiele miejsc w ciągu kilku dni. Nam udało się zobaczyć Jerozolimę, rezerwat En Gedi, Ein Bokek nad Morzem Martwym, twierdzę Masada, Arad, Park Narodowy Bet Guvrin oraz Tel-Aviv. Na lotnisku Ben Guriona w Tel-Avivie wylądowaliśmy w niedzielny poranek. Bezpośrednio z lotniska do Jerozolimy można dojechać szybkim pociągiem kursującym co 30 minut. Podróż do stacji Yitzhak Navon w Jerozolimie zajmuje około 20 minut i kosztuje około 20 ILS. Ze stacji Yitzhak Navon odjeżdżają tramwaje i autobusy, którymi można dojechać do dowolnej części miasta. Jerozolima Na zwiedzanie Jerozolimy przeznaczyliśmy dwa dni. Dysponując tak małą ilością czasu skupiliśmy się na najważniejszych miejscach Starego Miasta – które podzielone jest na cztery dzielnice: chrześcijańską, muzułmańską, żydowską i ormiańską. Pomiędzy dzielnicami można przemieszczać się bez większych ograniczeń, przed wejściem do dzielnicy żydowskiej trzeba przejść kontrolę bezpieczeństwa, podobnie wychodząc. Czasami w punktach kontroli tworzą się kolejki, więc planując wizytę w miejscu, które ma ograniczone godziny otwarcia, trzeba zaplanować przynajmniej pół godziny zapasu. Na pewno miejscem, które warto odwiedzić choć wejście do niego nie jest proste, jest Wzgórze Świątynne. Jedyne wejście dla zwiedzających niebędących muzułmanami znajduje się od strony Bramy Gnojnej, po rampie, po przejściu kontroli bezpieczeństwa. Wejście możliwe jest tylko w godzinach – oraz od poniedziałku do czwartku. Do wnętrza meczetów mogą wejść tylko muzułmanie. Ściana płaczu, z prawej rampa dla wchodzących na Wzgórze Świątynne. Na wzgórzu znajduje się święte miejsce dla muzułmanów: Kopuła na Skale – widoczna z każdego punktu miasta. Kopuła na Skale W dzielnicy chrześcijańskiej najważniejszym miejscem, jest Bazylika Grobu Świętego – należąca aż do sześciu wyznań chrześcijańskich, do kościoła rzymskokatolickiego, grekokatolickiego, ormiańskiego, syryjskiego, koptyjskiego i abisyńskiego. Mimo że to najważniejsza świątynia chrześcijaństwa, nie jest łatwo odnaleźć w plątaninie uliczek starego miasta drogę do niej prowadzącą. Otwarta jest od 5:00 do 21:00, a wejście jest darmowe. Do wewnętrznej Kaplicy Grobu Pańskiego obowiązuje kolejka, której unikniemy przychodząc tu albo bardzo wcześnie rano, albo późnym wieczorem. Jeśli pojawimy się o świcie (ok. 4:30), to nagrodą za wczesne wstawanie będzie możliwość uczestniczenia w ceremonii otwarcia Bazyliki Grobu. Kluczami do niej opiekują się od wieków dwie muzułmańskie rodziny – Judeh i Nuseibeh. Rodzina Judeh przechowuje klucz, a Nuseibeh odpowiada za otwieranie i zamykanie za jego pomocą bramy. Wokół Bazyliki Grobu od wieków toczą się spory pomiędzy religiami o prawo własności. W XIX wieku przedstawiciele religii roszczących sobie prawo do tego miejsca porozumieli się i określili zasadę niezmiennego stanu rzeczy „Status Quo”. W praktyce oznacza to, że na wszelkie zmiany w obrębie świątyni muszą zgodzić się przedstawiciele wszystkich religii. Symbolem „Status Quo” stała się tzw. „Święta drabina” postawiona na gzymsie najprawdopodobniej w połowie XIX wieku, być może przez kogoś, kto chciał umyć okna. Jej przestawienie wymagałoby zgody przedstawicieli wszystkich religii, więc drabina stoi do dziś. Święta drabina Warto też spojrzeć na Jerozolimę z innej perspektywy i wybrać się na spacer po murach miejskich, wejście znajduje się przy bramie Jaffa – bilety kosztują 16 NIS. Na mury miejskie wchodzić można do godziny 16. Z wysokości możemy też popodglądać normalne życie, które toczy się wewnątrz murów,. W świętym mieście też suszy się pranie, a dzieci grają w piłkę na przerwie w szkole. Jeżeli zgłodniejemy to stare miasto oferuje mnóstwo miejsc, gdzie można zjeść w tradycyjnym stylu i zamówić choćby hummus z sałatką, piklami i chlebkiem pita. Hummus Wielbiciele sieciówek też znajdą coś dla siebie, ale w lekko odmienionej formie. Jak zwykle najwięcej przyjemności daje celowe zagubienie się w plątaninie uliczek i straganów oferujących wszystkie możliwe dobra i usługi. Jerozolima Wieczorem wybraliśmy się na punkt widokowy, położony niedaleko Wzgórza Oliwnego – łatwo do niego dotrzeć komunikacją miejską kierując się do Hotelu Seven Arches. Mozna na przykład pojechać autobusem 255 odjeżdżającym z przystanku Sultan Sulliman Terminal, który znajduje się blisko Bramy Damasceńskiej. Przejazd trwa kilkanaście minut, a autobus wwozi nas wysoko ponad miasto. Widok jest fantastyczny, zwłaszcza o zachodzie słońca. Wielkie wrażenie robią tysiące nagrobków pokrywające zbocza góry. Chrześcijanie, muzułmanie i żydzi wierzą, że to właśnie tutaj nastąpi Dzień Sądu Ostatecznego, a przez Dolinę Cedronu, położoną pomiędzy Górą Oliwną a Wzgórzem Świątynnym, przejdzie Mesjasz zabierając ze sobą zmartwychwstających zmarłych. Wszyscy, których na to stać, chcą być pochowani jak najbliżej tego miejsca. Znajduje się tu około 180 tysięcy grobów. Dziś pojedyncze miejsce na tym cmentarzysku kosztuje około miliona dolarów. Widok na Izrael Mimo że w ciągu dnia panowała bardzo przyjemna temperatura około 20 stopni, wraz z nastaniem zmroku gwałtownie się ochładza, dlatego przydatnym wyposażeniem jest ciepła bluza, ewentualnie kurtka przeciwdeszczowa. Jeszcze rzut oka na miasto i szybki powrót do hotelu. Przez cmentarzysko prowadzi ścieżka wprost pod mury. Oferuje ona bardzo ładne widoki, ale my tym razem wybieramy transport zbiorowy. W stronę rezerwatu En Gedi Przez kolejne dni będziemy przemieszczać się po Izraelu wypożyczonym samochodem. Wypożyczenie małego samochodu na cztery dni (z opcją zwrotu w innym mieście) to koszt 500 NIS. Z Jerozolimy wyruszyliśmy w stronę oazy i rezerwatu En Gedi najpierw drogą nr 1, a później brzegiem Morza Martwego drogą nr 90. Przed wyjazdem do Izraela pobraliśmy mapki tej okolicy do korzystania offline. Warto pamiętać, że koszt transmisji danych w Izraelu jest dość wysoki. Z Jerozolimy położonej na 580 m w ciągu godziny zjechaliśmy do najniższego punktu na ziemi, Kibucu Beit HaArava położonego 394 m poniżej poziomu morza. Krajobraz zmienił się na pustynny, a w oddali pojawiło się Morze Martwe. En Gedi Po kilkunastu minutach podróży drogą nr 90 dotarliśmy do oazy i rezerwatu En Gedi. Jest to bardzo ciekawe miejsce oferujące możliwość odbycia krótkiego trekkingu, albo całodniowej wycieczki do punktów widokowych. Wszystkie informacje dotyczące godzin otwarcia, cen oraz proponowanych tras można znaleźć na oficjalnej stronie Izraelskich Parków Narodowych. Wybraliśmy najpopularniejszą trasę z parkingu przy kasach do Wodospadu Dawida. Z tego powodu, że rezerwat okazał się bardzo interesujący i okalające wodospad wzgórza bardzo kusiły, wybraliśmy się jeszcze na krótki trekking. Szlaki nie są trudne technicznie, ale kamieniste, dlatego najlepsze na te warunki okazały się buty trekkingowe. Jeśli chcemy połączyć trekking z brodzeniem w wodospadach, wtedy nieodzowne będą, sprawdzone w takich warunkach sandały sportowe. Do brodzenia w wodzie idealnie sprawdziły się sandały trekkingowe Ścieżki są dobrze oznaczone, a w punkcie informacyjnym dostępne są mapki, więc poruszanie się po rezerwacie i planowanie tras nie powinno sprawić problemu. Atrakcją rezerwatu, zwłaszcza dla najmłodszych są góralki skalne, żyjące w zaroślach okalających wodospady. Przyzwyczaiły się do turystów i chętnie pozują do zdjęć Arad Kolejny przystanek na trasie to Arad – niczym niewyróżniające się miasto pośrodku pustyni Negew. Na pewno można tu znaleźć nocleg tańszy niż nad brzegiem Morza Martwego i niewiele poza tym. Zaletą nocowania w Aradzie jest bliskość twierdzy Masada, do której można dojechać drogą 3199 – przez Pustynię Negew. Jadąc warto się rozglądać, bo można wypatrzeć stado dzikich wielbłądów w kolorze całkowicie zlewającym się z tłem. Masada Twierdza Masada to starożytna forteca, symbol żydowskiego oporu wobec najeźdźców, odpowiednik polskiego Westerplatte. Rzymianie oblegali Masadę od jesieni roku 72 do 1 maja roku 73. Początkowo chcieli wziąć miasto głodem, ale ta taktyka nie sprawdzała się. Wykorzystując pracę jeńców usypali więc olbrzymią rampę z ziemi, wciągnęli po niej machinę oblężniczą, która naruszyła mury. W obliczu klęski obrońcy miasta popełnili zbiorowe samobójstwo. Właśnie po tej rzymskiej rampie możemy dziś w najłatwiejszy sposób pieszo zdobyć twierdzę Masada w około 20 minut. Dostępna jest również bardziej wymagająca trasa od strony Morza Martwego, tak zwaną „wężową ścieżką”. Czas podejścia z tej strony to około 45 minut do godziny. W upale trzeba zabrać zapas wody – przyda się butelka z filtrem. Na twierdzę można też wjechać kolejką linową za 76 NIS. Na pewno warto odwiedzić to miejsce ze względu na jego historię, ale również ze względu na piękne widoki. Morze martwe Po spotkaniu z historią czas na spotkanie z Morzem Martwym. Jedyna darmowa plaża nad Morzem Martwym znajduje się w miejscowości Ein Bokek. W drodze z Aradu do Ein Bokek towarzyszą nam piękne krajobrazy pustyni Negev. Praktycznie każdy skrawek wybrzeża zastawiony jest hotelami, w których nocleg przekracza raczej możliwości finansowe turysty budżetowego. Jednak darmowa plaża spełnia nasze wszystkie oczekiwania, przede wszystkim jest dostępny prysznic ze słodką wodą. Można nim spłukać z ciała słynną sól z Morza Martwego, która nawet jak na sól jest wyjątkowo słona. Po słodko-słonym lenistwie na plaży kolejnego dnia ruszyliśmy w kierunku Tel Avivu. Bet Guvrin Po drodze odwiedziliśmy ciekawe miejsce: rezerwat Bet Guvrin i zlokalizowane w nim słynne jaskinie. Cały rezerwat jest bardzo obszerny, pomiędzy poszczególnymi atrakcjami można przemieszczać się samochodem. Niestety ze względu na deszcz skupiliśmy się tylko na jaskiniach, których w parku jest około 800. Dla zwiedzających udostępniono tylko kilka z nich, w tym przepiękne jaskinie dzwonowe. Jak się okazało, jaskinie są dziełem człowieka. W czasach bizantyjskich wydobywano z nich wapno i kredę i tak powstałe wnęki zostały zasiedlone aż utworzyły całe podziemne miasto. Jaskinie Bet Guvrin Tel-Aviv Tel-Aviv przywitał nas deszczem, ale poranek przyniósł poprawę pogody i zgodnie z planem wyruszyliśmy na miejski trekking z centrum Tel-Avivu brzegiem morza do Jaffy. Tel-Aviv jest bardzo nowoczesnym miastem, został założony w 1909 roku na obrzeżach starożytnego portu Jaffa. Nie spotkamy tu raczej ortodoksyjnych żydów w tradycyjnych strojach. Na ulicach będą mijać nas raczej biznesmeni w garniturach. Przy głównych handlowych ulicach znajdują się butiki wszystkich światowych marek, a wieczorem otwierają się knajpki i życie nocne kwitnie do rana. Nasz spacer rozpoczęliśmy w okolicach Starego Portu w Tel-Aviwie, by zakończyć go w porcie w Jaffie. Niespieszne przemieszczanie się brzegiem morza, zwiedzanie Jaffy i powrót zajęły nam praktycznie cały dzień. W oddali nasz cel – Stara Jaffa, po drodze tony piasku, fale i słońce. Jaffa Jaffa to jeden z najstarszych portów na świecie, pierwsze wzmianki o nim pochodzą z 1486 r. Władzę sprawowali tutaj faraonowie, Filistyni, Asyryjczycy, Babilończycy, Persowie i Rzymianie. Tutaj przybijały do brzegu wyprawy krzyżowe. Od zawsze mieszkali i mieszkają tu Arabowie, dzięki temu architektura tego miejsca nabrała wyjątkowego charakteru i klimatu. W wąskich uliczkach i zakamarkach znajdziemy pracownie artystyczne, galerie i małe knajpki. Z oddali można podziwiać kontrastujące ze starymi murami Jaffy wieżowce Tel-Avivu. Park położony w górnej części Jaffy to świetne miejsce na piknik z widokiem na wieżowce. Można tu nabrać sił na drogę powrotną. Tym razem wędrujemy w odwrotnym kierunku po drodze podziwiając wieżowce wyrastające z plaży Sześć dni minęło bardzo szybko. Na pewno Izrael oferuje bardzo dużo możliwości dla osób lubiących aktywny wypoczynek i dla takich, które chciałyby po całodziennej wędrówce chwilę spędzić na plaży. Na temat odprawy bezpieczeństwa przy przylocie i odlocie krąży wiele legend. Wszyscy przewoźnicy ostrzegają, że na lotnisko powinniśmy przybyć nawet trzy godziny przed odlotem. Być może mieliśmy dużo szczęścia, ale nasza odprawa i rozmowa z urzędniczką trwała jakieś dziesięć minut. Małgorzata, Marcin i Michał Felińczak
Do Izraela polecieliśmy chyba w jednym z najgorszych możliwych okresów – w lipcu 2014 roku, gdy sytuacja w tym kraju znacznie się pogorszyła. Izrael ostrzeliwany był ciągle rakietami, na co odpowiedział silną interwencją zbrojną w Strefie Gazy. Jednak mimo tego, jest to jeden z wyjazdów,… Czytaj dalej Dzień 6, część 2/2 Tak jak pisałam w poprzednim poście, na powrót woleliśmy mieć więcej czasu. I to był dobry pomysł. Na trasie trafiliśmy na korki, ponieważ ze względu na liczne budowy nowych dróg, nie można było wyprzedzać spowalniających ruch ciężarówek. Do tego sami nie… Czytaj dalej Dzień 6, część 1/2 Na ostatni dzień wyjazdu w planach było kilka miejsc związanych z Biblią, ale niestety nie udało się nam zobaczyć wszystkiego. W końcu zwiedziliśmy jedynie Bazylikę Zwiastowania Pańskiego w Nazarecie i pozostałości po biblijnym Kafarnaum. Teoretycznie zdążylibyśmy zobaczyć Jardenit (jedno z… Czytaj dalej Dzień 5, część 3/3 Właściwą nazwą Ściany Płaczu jest Mur Zachodni. Kamienna Ściana Płaczu to w rzeczywistości fragment muru oporowego chroniącego niegdyś Drugą Świątynię przed osunięciem się do doliny. Mur jest wysoki na 15 m, powstał ok. 20 Być może zachowały się w nim fragmenty… Czytaj dalej Dzień 5, część 2/3 Spod Góry Oliwnej doszliśmy do jednej z najbliższych bram prowadzących na jerozolimskie stare miasto – Bramę Lwów (Bramę św. Szczepana). Po drodze do tej bramy, idąc wzdłuż murów, przechodzi się obok cmentarza muzułmańskiego. Brama Lwów zbudowana została w 1538r. na… Czytaj dalej Dzień 5, część 1/3 Hotel, który wybraliśmy był strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że dostaliśmy pokój z widokiem na stare miasto Jerozolimy, to jeszcze rano serwowane było typowo tamtejsze śniadanie. Do wyboru były różne dżemy, w tym mój ulubiony z fig, płatki, sery, wędlina, tuńczyk,… Czytaj dalej Dzień 4, część 3/3 Morze Martwe jest jednym z najbardziej zasolonych zbiorników na Ziemi. Zasolenie tego morza wynosi średnio 28% – na powierzchni wynosi ono 22%, natomiast na głębokości 50 m już 36%. Żeby lepiej pokazać różnicę w zasoleniu zbiorników, można porównać promilowe zasolenie… Czytaj dalej Dzień 4, część 2/3 Park narodowy Ein Gedi został założony w 1972r. na obszarze 25km2, czyli na znacznej części terenu oazy. W parku można spotkać różne dzikie zwierzęta, borsuki skalne, lisy afgańskie, koziorożce nubijskie, góralki syryjskie, a nawet lamparty. Tuż przy parkingu, nad… Czytaj dalej Dzień 4, część 1/3 Wieczorne plany dnia poprzedniego uwzględniały wdrapanie się na wschód słońca na Masadę – jedną z głównych izraelskich atrakcji. Nasza gospodyni gdy tylko o tym usłyszała, tylko parsknęła śmiechem i życzyła nam powodzenia… Jak to bywa plany a rzeczywistość to czasem… Czytaj dalej Nawigacja po wpisach
W poprzednim wpisie ( znajdziecie wskazówki jak spędzić czas w Tel Avivie i Jerozolimie. Dzisiaj ruszamy na południe, żeby z kilkoma przystankami dotrzeć do Ejlatu, skąd czeka nas lot powrotny. Dzień 3. Morze Martwe Po sztandarowym hummusowym śniadaniu, maszerujemy do wypożyczalni, gdzie po małym zamieszaniu z limitami na karcie, odbieramy pojazd, którym podróżować będziemy dalej. Co prawda da się zaplanować podróż po Izraelu korzystając wyłącznie z komunikacji publicznej, ale może być to uciążliwe czasowo, a poza tym trzeba wziąć pod uwagę brak tejże w czasie szabasu. Tak więc podejmujemy samochód i ruszamy w kierunku miejscowości Ein Bokek, gdzie zamierzamy się zapoznać z Morzem Martwym. Jak się okazuje jazda ulicami Jerozolimy nie należy do najłatwiejszych. Drogi są zakorkowane a niecierpliwi kierowcy ciągle trąbią. Nie jest łatwo, ale w końcu udaje się nam wydostać z miasta. Za jego granicami krajobraz niemal natychmiast zamienia się na górzysto-pustynny. Przez cały czas zmierzamy „w dół”, od czasu do czasu mijając oznaczenia ileż to metrów poniżej poziomu morza się znajdujemy (Morze Martwe stanowi najgłębszą depresję na świecie – ponad 400 m poniżej poziomu morza). W depresji 🙂 Po nieco ponad godzinie, robimy postój w miejscowości Ein Gedi, stanowiącej bazę wypadową do Parku Narodowego o tej samej nazwie. Temperatura jest bliska 40 stopni i nie zachęca do buszowania po pustyni. Robimy ogólne oględziny, napotykamy też leniwie maszerujące, bądź siedzące na drzewach ibexy, czyli koziorożce. Zwierzyna Morze Martwe Po chwili ruszamy w dalszą drogę przez pustynię, prosto do Ein Bokek. O samej „miejscowości” nie ma co pisać. Jest to po prostu skuX7IEvUfRwEWMRL4hzcwbulxgHG3pATtomB-ktlnjkOshTD4_vw-bQ9v4FZbUZ4kbPiCyNLkPBlVw6T4C-tORhsZfNczfD1MzZQ7RtzozqKYNOxX6xkfK87pKGRfEJcc0brsiG7Y9A_MzelFpPy2Nn4OSYheBzp79iaUV62ItmaKqihBwFF-AQtvypVLexXNBUr4PM8uCZcCY_OzCKonhYeHGDa2GwGVHHqFMQVV86mkG7xp0GnmMOmz3wE1ZD-XS6xqG-SVKD7HVYi69RVc7gh4ZcSLSPJSUrxs9DOVZmb15ByyfrbfkUW0VqkHlfTNBTufOGPhOVcFTOB2jsNHJOw9C60EuKQ6ddqhJ6DYs3H_97ljGGedPRxSHK2iTzpBynSetvl2XRcRub-LfhpCi35qHTEy9MmtDsWQsY_v14NP9qkbrQBRHNsFbUpbxsi7q-4l0pIinUkrK8mFRGhWlGGRN3tbaEiOHik7FHJIQGuQscHmMvbszeg68xkAj1Bn1qEWBXz5kLAQ=w980-h654-no" alt=""/>Widok na Ejlat i Akabę Punkt ten jest położony niemal na granicy a na miejscu trafiamy na patrol uzbrojonych izraelskich żołnierzy i żołnierek (w Izraelu służba wojskowa jest obowiązkowa, niezależnie od płci). Ponieważ robi się już ciemno, wracamy do Ejlatu, gdzie resztę wieczoru spędzamy popijając miejscowe piwko. Chociaż szabas już się skończył, większość przybytków i tak jest wciąż zamknięta. Następnego dnia rano zostaje nam już tylko zwrot samochodu (w centrum miasta), podróż na lotnisko, słynne izraelskie kontrole (na szczęście w naszym przypadku poszło szybko i sprawnie) i lot do Warszawy. 1
2 tygodnie temu wróciłam z niezbyt długiej wycieczki po Izraelu. Za wszelką cenę chciałam odwiedzić ten kraj jeszcze tej wiosny, więc pomiędzy zobowiązaniami związanymi z pracą wyrwałam się na 4 dni do tego niezwykłego miejsca łączącego w sobie kulturę i kuchnie z naprawdę wielu stron świata. Nie ma chyba drugiego takiego miejsca na ziemi, gdzie wpływ na osobowość mieszkańców i ich talerze ma tak wiele czynników. W Izraelu zakochałam się od razu. I chociaż 3 dni przed wylotem trzęsłam się jak galaretka słuchając wieści o atakach rakietowych ze Strefy Gazy, odważyłam się tam pojechać i to była naprawdę dobra decyzja! Czułam się tam naprawdę bezpiecznie, no może poza jedną sytuacją, o której opowiem Wam nieco później. Widok na Tel Awiw z pokładu samolotu Dodam tylko na wstępie, że po długich dywagacjach z Piotrem i znajomymi, okazało się, że tylko ja mam takie aspiracje, aby wiosną odwiedzić Izrael. Kierując się zasadą „nie uzależniaj swoich planów od decyzji innych osób” postanowiłam działać. Wrzuciłam na grupie informację, że szukam kompanów podróży i tak znalazłam Olgę. Zupełnie nieznajomą osobę, która postanowiła polecieć ze mną tak daleko licząc na to, że jakoś się dogadamy. Lepiej trafić nie mogłam okiem dietetyka w Tel Awiwie Serio, to był dramat, bo okazało się, że kupiłam bilety w terminie, w którym miałam zaplanowane aktywności zawodowe, których nie dało się przesunąć. Jak do tego doszło, naprawdę nie wiem, ale szczęśliwym trafem okazało się, że nawet w takich liniach lotniczych istnieje coś takiego jak 24 lub 48-godzinny okres karencji po zakupie biletów. Tak więc Olga mnie nie udusiła, znalazłyśmy nowe bilety w podobnej cenie i po długich bojach na chacie Ryanaira udało się zmienić termin na wcześniejszy, z tym, że powrót do Polski zmieniłyśmy na Kraków zamiast Poznania. Decyzja była uwarunkowana tym, że bilet kosztował zdecydowanie mniej. Kraków widziany z lotu ptaka. Po 5 dniach na pustyni żółty kolor cieszy podwójnie. Wracając do transportu, z lotniska (wtorek) wyruszyłyśmy transportem publicznym, czyli busem, który podwiózł nas niemal na miejsce pierwszego noclegu. Kosztowało nas to niecałe 10 szekli. Pierwszą dobę spędziłyśmy w Tel Avivie. Od środy miałyśmy już zabukowane auto i poza Tel Avivem poruszałyśmy się już wyłącznie samochodem. To właśnie dzięki 4 kółkom udało nam się zobaczyć tak dużo. Koszt wynajmu auta na 3 doby to to około 800 zł. Do tego dochodzi koszt paliwa (na 1000 przejechanych kilometrów wyszło około 350 szekli, litr paliwa około 6,30, czyli minimalnie drożej niż u nas) oraz zwrotna kaucja (185 dolarów). Auto było dosyć dużym kosztem w zestawieniu naszych wydatków, bo koszt podzieliłyśmy na dwie osoby. Niestety nie udało nam się znaleźć nikogo do kompletu, ale jeśli będziecie podróżować w 4-5 osób to samochód wychodzi o wiele taniej niż komunikacja zbiorowa. Nasze auto Olga wypożyczyła z firmy Hertz. Niezawodny żuczek <3 Jedyny problem z autem był taki, że tankowanie w Izraelu to ciężki kawałek chleba. Na stacjach benzynowych prawie nikt nie mówi po angielsku, a automaty do tankowania mają wyłącznie hebrajskie napisy. W dodatku trzeba mieć jakiś specjalny numer ID, aby wg zatankować samochód. Niestety nikt nie był w stanie nam wyjaśnić jaki to numer i skąd ma go wziąć turysta. Ostatecznie tankowałyśmy na cudze kody, bo inaczej się tego fizycznie zrobić nie dało ;) Drogi w Izraelu są w naprawdę świetnym stanie. Poruszanie się poza miastem było naprawdę przyjemne i bezproblemowe. Nie polecamy jednak wjeżdżania do starych części miasta, gdzie uliczki są takie wąskie, że można się nieźle poobijać. Lepiej zaparkować nieco dalej i przejść się piechotą niż zostać zastawionym przez innego frywolnego uczestnika ruchu drogowego. W związku z faktem, że lot powrotny miałyśmy w sobotę, czyli szabat, a w Izraelu nie funkcjonuje komunikacja miejska w tym dniu, zdecydowałyśmy się, aby oddać auto na lotnisku. Zwrot samochodu odbył się bez problemów, bardzo szybko. Na lotnisku byłyśmy 2 godziny przed odlotem i cała procedura kontroli granicznej przeszła sprawnie, choć nie ukrywam, że była bardzo szczegółowa. Waluta i ceny w Izraelu Tak jak już wspomniałam, w Izraelu płaci się Nowymi Szeklami Izraelskimi (NIS). Szekle można wymienić już w Polsce, ale kurs wymiany jest zdecydowanie niekorzystny. Ja nie chciałam się bawić w podwójną wymianę, więc kupiłam szekle za zł. Dla porównania Olga korzystając z karty Revolut miała zdecydowanie lepsze warunki przewalutowania. Na forum czytałam też, że wiele osób wymienia w Polsce złotówki na dolary, a za granicą dopiero wymienia je na szekle. Podobno opłaca się bardziej, szczerze mówiąc nie sprawdzałam tego dokładnie, bo wolałam to załatwić w Polsce i mieć czystą głowę. NIS – Nowy Szekl Izraelski, bardzo mnie to rozczulało, że 10 szekli to wciąż moneta Przed wyjazdem wiele osób straszyło mnie cenami w Izraelu, tymczasem w większości miejsc w Europie ceny są zdecydowanie wyższe. Jeśli ktoś chce wyjechać do Izraela i zrobić to niskobudżetowo, da się. Ja wymieniłam 1000 zł na szekle i powiem szczerze, że gdyby nie fakt, że kupiłam mnóstwo pamiątek dla rodziny i produktów spożywczych, to udałoby mi się spędzić te 4 dni za połowę tej kwoty. Przykładowe ceny: spore pudełko hummusu – 10 szekli, opakowanie oliwek – 15 szekli, 10 świeżych, dużych chlebków pita – 10 szekli, butelka wody – 4 szekle, hummus w restauracji – 16-22 szekle, sabich – 16-25 szekli, pita z falafelem – 20-25 szekli, jagnięcina – 50-75 szekli, pół kilograma chałwy – 20 szekli, sok ze świeżych pomarańczy – 10 szekli, sok z granatu – 12-15 szekli. Naprawdę w Izraelu da się jeść niedrogo, bo jest mnóstwo bezmięsnych i street foodowych opcji. Jeśli ktoś nie ma aspiracji, aby codziennie jeść górę mięsa czy chadzać do ekskluzywnych restauracji, z pewnością naje się do syta za 60-70 zł dziennie. Noclegi z Wszystkie noclegi rezerwowałam za pośrednictwem Jedne były ok, inne nieco mniej, ale generalnie wyszłyśmy z założenia, że nie mają być to instafriendly miejsca, bo będziemy tam tylko spać i z samego rana pakować się do wyjścia. Jeśli chcecie zarezerwować te noclegi przez booking zachęcam do wykorzystania mojego kodu polecającego: d4943eae. Wy dostaniecie 50 zł zwrotu za rezerwację na konto, a ja 50 zł do wykorzystania na kolejne pokoje. Pierwszy nocleg był w Tel Avivie w Meir’s Florentine Room (TUTAJ). Jest to prywatna kwatera wynajmowana turystom. Nie ma tu recepcji, klatka schodowa straszy i dzieli się łazienkę oraz kuchnię z innymi pokojami. Sam pokój był super, ale łazienka mogłaby być bardziej ogarnięta ;) Lokalizacja dobra. Na jeden przystankowy nocleg można się skusić, ale na dłuższy pobyt nie polecam. Koszt około 300 szekli. Tutaj do dyspozycji było podwójne łóżko i jedno łóżko nocleg zarezerwowałyśmy w miejscowości Arad w House of Art (TUTAJ). Miejsce na pierwszy rzut oka wygląda na ekscentryczne, ale to był zdecydowanie najlepszy nocleg na wyjeździe. Spałyśmy u starszego małżeństwa, które było dla nas tak miłe, że miałam wrażenie, że odwiedzam moją dawno nie widzianą rodzinę, a nie obcych ludzi. Właścicielka trochę z nami poplotkowała, bo miała świetny angielski, przyniosła nam do kawy daktylowe ciasteczka. Właściciel niestety nie znał angielskiego zbyt dobrze, ale dzięki jego pasji do rzeźby w metalu zrobiłam idealne zdjęcie wchodu słońca w orłem w tle. Gorąco Wam polecam to miejsce, jeśli chcecie uniknąć komercyjnego Ein Bokek, a szukacie noclegu blisko Morza Martwego. Koszt tego noclegu to około 370 szekli. Tutaj były 2 pokoje (sypialnia i salon z rozkładaną kanapą), zadbana łazienka i aneks kuchenny z ekspresem do kawy, lodówką i czajnikiem. Trzeci nocleg zaplanowałam blisko Timna Park, czyli w miejscowości Be’er Ora (TUTAJ). To mała miejscowość po środku niczego jest zamknięta z każdej strony bramą. Wjeżdżałyśmy tutaj późno w nocy, ale właściciel zostawił nam otwarte drzwi pokoju i poinstruował telefonicznie naprawdę świetnym angielskim jak trafić na miejsce. Było czysto, wygodnie i blisko do Parku Narodowego. Nocleg naprawdę dobrze sprawdzi się dla kogoś kto chce się wybrać do Timny. Na terenie parku jest też Camping, ale ta opcja nas nie noclegu nie rezerwowałyśmy z wyprzedzeniem, tylko spontanicznie, już na miejscu. Okazało się, że zdążymy na chwilę wpaść do Jerozolimy i zobaczyć stare miasto w czasie szabatu. Zarezerwowałyśmy zatem nocleg w jakimś tanim hotelu. Cena była dobra, łazienka czysta, śniadanie poprawne, zatem jeśli nie szukacie cudów to możecie zajrzeć TUTAJ. To jakieś 25 minut piechotą od starego miasta. Plan naszej wycieczki Bardzo nam zależało, aby upchnąć w tych 4 dniach jak najwięcej miejsc i wrażeń i nie stracić ani chwili na bezproduktywne działania czy odwiedzanie miejsc, które wcale nas nie interesują. Wiem, że sporo osób kojarzy Izrael z ziemią świętą i zabytkami, ale tak naprawdę ani ja ani Olga nie miałyśmy aspiracji, aby wchodzić do każdej świątyni. Nas bardziej interesowała natura, klimat i dobre jedzenie. Trafił swój na swego. Co ciekawe termin naszego wyjazdu obejmował 3 dni świąteczne ;) Przewodnik po Izraelu utopił się w Morzu Martwym Dzień 1 – wtorek ( – Memorial Day / Jom ha-Zikkaron lądowanie w Ben Guriona około 17:00 czasu lokalnegotransport autobusem do Old Jaffynocny spacer nad Morze Śródziemne w okolice latarni morskiejwszystkie sklepy były wtedy zamknięte – zostałam z paczką orzeszków w kraju, który miał mnie zachwycić smakiemnocleg w Meir’s Florentine Dzień 2 – środa ( – Independence Day / święto odzyskania niepodległości przez Izrael wczesna pobudka w poszukiwaniu jedzenia (walizki zostawiłyśmy w wynajmowanym pokoju, ponieważ była taka możliwość, aby odebrać je później)pieszy spacer w kierunku Starej Jaffy (tutaj warto się po prostu zgubić i poskręcać w różne dziwne uliczki w poszukiwaniu murali, rzemieślniczych sklepów z obrazami, wpływów greckich na architekturę tego miejsca)śniadanie na tyłach Pchlego Targu (sabich)pieszy spacer po porcie rybackim, wędrówka promenadą (tutaj super by się sprawdził rower lub hulajnoga)obiad w Hummus Kiki (polecone przez koleżankę cudowne jedzenie!) – tutaj próbowałyśmy jagnięciny, fallafela, hummusu z musabahą, sałatki izraelskiej i świeżutkiej pity. Lokalizację miejsca i menu znajdziesz TUTAJ. W tym miejscu pozytywnie zaskoczył mnie pewien dodatek do hummusu, który zmienia smak o 180 stopni. Mianowicie czosnek smażony z cytryną. To moje nowe uzależnienie!chillowanie nad Morzem Śródziemnymodbiór samochodu i dojazd autem na Carmel Market (Uwaga! Nie polecam wjeżdżania blisko targu samochodem, uliczki są dramatycznie wąskie!). Tutaj zrobiłyśmy solidne zakupy na najbliższą kolację i jutrzejsze śniadanie oraz kupiłyśmy trochę przypraw. Nie liczyłam dokładnie kosztu zakupów, ale kupiłyśmy tutaj świetny, gęsty i kremowy hummus za 10 szekli, 10 chlebków pita za 10 szekli, ogromne pudełko truskawek, nieśplik japoński i ćwierć wielkiego arbuza za 40 szekli, trochę ogórków, pęk kolendry i daktyle. Jedzenia było naprawdę dużo i wystarczyło nam na cały dzień. Dzięki tej babeczce od hummusu w końcu wiem jak hummus smakować powinien i już nigdy nie dodam do niego oliwy. Hummus to tylko ciecierzyca, tahini, czosnek, cytryna, woda i sól. Nawet nie dodaje się kuminu ani zataru. Wszystkie dodatki smakowe można podać na górze. To co mnie zaskoczyło w Izraelskiej kuchni to to, że w wielu miejscach podaje się do hummusu smażone grzyby albo jajko gotowane na twardo, a fallafele zawsze są mega soczyste! Mogłabym tam jeść bez przerwy. Jedną z najbardziej emocjonujących wydarzeń podczas wyjazdu spotkało nas właśnie podczas zakupów. Zaczęła wyć syrena, na dźwięk której cały tętniący życiem targ zamarł w bezruchu na 2 minuty. Handlarze stanęli na baczność i przestali obsługiwać klientów. Po 2 minutach wszystko wróciło do normy. Nie mogłyśmy sobie wymarzyć lepszego miejsca, aby poczuć ten kontrast tak walizek z Old Jaffy i wyjazd w kierunku Morza Martwego. zdecydowałyśmy się na trasę bezpłatną drogą wiodącą przez Autonomię Palestyńską, która jest pod kontrolą Izraela. Droga była w idealnym stanie, kontrola obejmowała jedynie szybkie pytanie „skąd jesteście” i „miłej drogi”, a widok na zachód nad pustynią i Morze Martwe był naprawdę zachwycający. Świetne wrażenie robi też zjeżdżanie samochodem w depresję Morza Martwego. Czuć w uszach zmieniające się ciśnienie, a wokół na bezkresie pustyni można doszukiwać się dzikich kóz oraz liczyłyśmy na to, że uda nam się upchnąć tego dnia jeszcze jedną atrakcję, niestety musiałyśmy pędzić, aby zdążyć na drugi nocleg w miejscowości Arad. Do 20:00 trzeba się było zameldować na miejscu, więc ominęłyśmy całe Morze Martwe i przerzuciłyśmy plany na namową naszych hostów wyszłyśmy wieczorem na obchody święta niepodległości (miałyśmy okazję zobaczyć dzieci pryskające w siebie pianką, inne dzieci naparzające się dmuchanymi młotami z flagą Izraela, koncert izraelskiego disco i fajerwerki) – no cóż, to zdecydowanie nie mój klimat, szybko się z tego miejsca ewakuowałyśmy, być może odbiór był kwestią tego, że to małomiasteczkowa impreza. Podejrzewam, że w Tel Avivie opcje spędzenia tego czasu byłyby w House of Art w miejscowości Arad Dzień trzeci – czwartek ( pobudka o 5:00 na wchód słońca nad pustynią Nagevśniadanie na świeżym powietrzu z widokiem na pustynię i Morze Martwewymeldowanie z House of Artdojazd samochodem na teren rezerwatu Ein Gedi, czyli swego rodzaju oazy z wielopoziomowym wodospadem. Zdecydowanie warto tutaj przyjechać z samego rana, bo już od 11:00 zagęszczenie turystów bardzo utrudnia zrobienie pięknych zdjęć i odpoczynek. Warto tutaj zabrać ze sobą wygodne, stabilne buty, strój kąpielowy, ręcznik i buty do chodzenia w wodzie. W tym miejscu doświadczyłam jedynej nerwowej sytuacji podczas całego wyjazdu. Podczas naszej wizyty przeleciały nad nami bardzo nisko samolot osobowy i dwa myśliwce robiąc okropny huk. Myślałam, że nas bombardują, ale zaraz potem pomyślałam, że nawet jeśli to ładniejszego miejsca na ostatnie chwile życia nie mogłam sobie wymarzyć. Na szczęście nie było to nic złego, a huk w dużej mierze wynikał z faktu, że z każdej strony były wysokie skały, a to spotęgowało echo. Wycieczka po parku zajęła nam około 2 godziny, a wejście kosztowało około 25-30 przystanek do Masada. Płaskowyż z ruinami twierdzy sprzed ponad 2000 lat. Z góry rozpościera się oszołamiający widok na miętowy kolor morza martwego i bezkres pustyni. Aż ciężko sobie wyobrazić, że w tak niedostępnym miejscu ludzie stworzyli tak zaawansowaną osadę. Wjazd na Masadę w jedną stronę to dla osoby dorosłej koszt około 50 NIS. W dół zaszłyśmy ścieżką Snake Path. Zajęło to około 40 minut. Ścieżka była bardzo kręta i monotonna. Na górze byłyśmy niedługo, ale można było przesiąknąć klimatem twierdzy na płaskowyżu i docenić jej monumentalność. Polecam szczególnie fanom wykopalisk i historii starożytnej. ostatni przystanek tego dnia to Ein Bokek nad Morzem Martwym. Większość plaż jest tam płatna, ale jest też jedna całkowicie darmowa, ale posiadająca przy tym otwartą infrastrukturę sanitarną. Prysznic po kąpieli w morzu martwym jest obowiązkowy, bo wysuszona sól bardzo podrażnia skórę. Polecam zabrać też buty do chodzenia w wodzie. Ja niestety nie miałam i skończyło się to krwawiącymi otarciami o kryształy soli. Generalnie kąpiel w Morzu Martwym jest przyjemna o ile nie masz żadnych ranek i zadrapań. Golenie nóg i pach lepiej wykonać 2 dni wcześniej, aby skóra mogła się zregenerować. W Ein Bokek można też kupić błoto z Morza Martwego i zrobić sobie spa za 10 NIS pod gołym niebem. Podczas kąpieli w tym mocno zasolonym jeziorze warto poszukać wysp solnych. Bardzo instagramowe miejsce to solna wyspa z zasuszonym drzewem. Niestety bez butów i wodoodpornego pokrowca na telefon dopłynięcie tam nie było możliwe. Tak czy inaczej w godzinach popołudniowych takie miejsca są bardzo mocno oblegane, wiec jeśli ktoś marzy o fotce życia to pobudka o 6 rano zjadłyśmy w bardzo hmmm… specyficznym miejscu. Jedyne budżetowe miejsce w Ein Bokek jakie znalazłam to namiot z jedzeniem nazywający się Taj Mahal. Niech Was nazwa nie zmyli, knajpa nie miała nic wspólnego z indiami poza wystrojem. Ewidentnie nikt tam nie ogarniał, ale jedzenie było przyzwoite. Palony bakłażan z tahiną i cytryną, 3 pity, hummus z shoarmą i sałatka wystarczyły na nas dwie w zupełności. po posiłku ruszyłyśmy w dosyć długą, prostą drogę na południe w kierunku miejscowości Be’er Oranocleg w Dodek w miejscowości Be’er Ora Dzień czwarty – piątek ( o zachodzie słońca rozpoczyna się szabat rano ogarnęłyśmy walizki i bez śniadania pojechałyśmy do Eilatuśniadanie na plaży Mosh Beach oddalonej maksymalnie na zachódpo śniadaniu pojechałyśmy do Red Canyon. To taka namiastka Stanów Zjednoczonych i Wielkiego Kanionu. Polecam to miejsce z całego serca. Robi wrażenie. W okolicy nie ma w zasadzie innych atrakcji, ale warto tam pojechać, aby zobaczyć co potrafi wyrzeźbić celem był Park Narodowy Timna. Byłam naprawdę pozytywnie zaskoczona tym jak doskonałą infrastrukturą turystyczną zarządzali. W ramach biletu wstępu dostałyśmy mapkę z przewodnikiem w języku polskim, pracująca tam Pani wyjaśniła nam trasy i poleciła najlepsze na taką ilość czasu jaką dysponujemy, obejrzałyśmy krótki film dokumentalny w specjalnej sali kinowej o tym jak wyglądały kopalnie miedzi w starożytności, a w ramach pamiątki dostałyśmy do napełnienia buteleczki kolorowego piasku. Samo miejsce można zapewne zwiedzać przez 2-3 dni, ale nawet kilka godzin z autem i dobrymi butami pozwoli nam zobaczyć Filary Salomona, grzyby skalne, stado kozic i starożytne kopalnie. Na terenie parku jest też oaza, w której można trochę odpocząć, zjeść pysznego fallafela i napełnić butelki kolorowym piaskiem. Jest też tutaj sklep z pamiątkami. Koszt wejścia na teren parku to około 50 autem do Jerozolimy drogą przez Autonimię Palestyńską. Było to w trakcie Szabatu, więc teoretycznie ryzykowałyśmy, oberwanie kamieniem, ale nic złego się nie stało. nocleg w hotelu Commodore Dzień piąty – sobota ( – szabat śniadanie w hotelupieszy spacer na teren starego miasta w Jerozolimiespokojne, zadbane i czyste dzielnice żydowskie skonfrontowane z targowiskiem pełnym okropnych zapachów, śmieci i hałasu w części muzułmańskiej. Hałas i tłok całkowicie zniechęciły mnie do dalszego eksplorowania tych rejonów. Rażące było to, że na trasie drogi krzyżowej były tylko chińskie gacie, plastik i tandeta… Kupiłyśmy chałwę, kawę, przyprawy, pamiątki i sok ze świeżych pomarańczy i udałyśmy się w kierunku ściany płaczu to chyba jedyne miejsce w Jerozolimie, które wywarło na mnie naprawdę duże wrażenie. Ta żywa, głośną modlitwa niosąca się po całym placu, autentyczne, tradycyjne stroje i nakrycia głowy. Jakby czas się zatrzymał. Wow! Tutaj trzeba zjadłyśmy w poleconej na grupie libańskiej restauracji. Padło na jagnięcinę z dodatkami. Dwie duże porcje mięsa, frytki, warzywa, różnorodne pasty i sosy to koszt 150 NIS / 2 osoby. Sporo, ale jagnięcina wszędzie kosztuje więcej niż dania z kurczakiem czy wróciłyśmy do hotelu dopakować walizki i udałyśmy się autem w stronę Ben Gurion, aby oddać samochód i dolecieć do domu. Po drodze przez przypadek Google Maps poprowadził nas przez dzielnicę ortodoksyjnych żydów. To nie było zbyt mądre, że w czasie szabatu wjechałyśmy jakby nigdy nic do takiego miejsca. Ludzie chodzili tutaj środkiem ulicy, a my nielegalnie wjechałyśmy tam pojazdem mechanicznym. Wciąż żyję ;)oddanie auta było intuicyjne i bezproblemoweostatnie doświadczenie z Izraelem to kontrola graniczna. Rzeczywiście jest to bardzo dokładna procedura, która może być stresująca dla osób, które nie znają dobrze języka albo nie podróżują często. Pierwszy etap to dokładna przepytka. Pan zapytał między innymi o to co mnie łączy z Olgą, czy znamy kogoś z Izraela, czy podczas pobytu ktoś dał nam jakiś prezent, czy mamy w bagażu coś co może przypominać broń, jaki był plan wycieczki, kiedy przyleciałam etc. Generalnie nic strasznego. Jeśli ktoś zna angielski to bez problemu odpowie na wszystkie konieczne pytania. Na tym etapie dostaje się naklejkę na paszporcie i przechodzi się dalej na kontrolę bagażu. Tutaj rzeczywiście trzepanie walizki jest dosyć dokładne. Trzeba otwierać różne przegródki i pozwolić kontrolerom „przebadać” zawartość. Seksowne majtki lepiej schować nieco głębiej ;) Na tym etapie też pojawiały się różne pytania. Jeśli nie masz niczego na sumieniu to będzie to tylko formalność. Nie ma się co stresować na zapas. Podsumowanie Podsumowując Izrael to naprawdę godne polecenia miejsce na podróż. Można go liznąć już podczas 4-5 dniowej wycieczki, ale jeśli ktoś chce poznać go dokładniej to 10-14 dni będzie idealne. Nie słuchajcie ludzi, którzy straszą Was cenami z kosmosu, problemami na lotnisku czy innymi dziwnymi historiami. Warto spróbować tego samemu i odwiedzić takie miejsca, które naprawdę chcemy zobaczyć, a nie odtwarzać przewodnika z samymi miejscami #mustsee. Tutaj się warto troszeczkę zgubić, poodkrywać nieznane zakątki, nasiąknąć prawdziwą lokalnością i spróbować różnych lokalnych przysmaków. Myślę, że za jakiś czas tu wrócę. Izrael narobił mi też mega ochoty na Jordanię! Jeśli chcecie zobaczyć więcej zdjęć z Izraela zajrzyjcie do mojej wyróżnionej relacji na instagramie TUTAJ. A już za 5 dni ruszam w kolejną wyprawę. Tym razem Korfu razem z Concubinatim i parą znajomych. Trzymajcie kciuki za pogodę. Zaproszenie na Kaszuby Będąc w Izraelu nauczyłam się jak powinny smakować tamtejsze dania. W domu już niejednokrotnie je odtwarzałam. Właśnie dlatego na kolejnym weekendzie w Sudomiu będę prowadziła warsztat lekkiej kuchni Izraelskiej w wegetariańskim wydaniu. Przygotujemy wyśmienity hummus w dwóch wersjach smakowych, domową pitę, sabich oraz lekką sałatkę z arbuza oraz mięty. Na wyjeździe oprócz warsztatów kulinarnych zrobię także wykład o tym jak komponować posiłki na diecie wegetariańskiej. W programie zaplanowane są także poranne sesje jogi, spływ kajakowy, wykład o tanim i etycznym podróżowaniu. Wieczorami będziemy spotykać się przy komuniku lub ognisku i plotkować przy kieliszku wina do późnych godzin nocnych. wyjazd tylko dla kobiet <3 Więcej informacji o czerwcowym wyjeździe na Kaszuby znajdziesz TUTAJ. Viola Urban Mam na imię Viola Urban i wyzwolę w Tobie apetyt na zdrowe odżywienie. Od ponad 10 lat, razem ze wspierającymi blog ekspertami, dzielę się wiedzą, opinią i inspiracjami kulinarnymi. Czytając nasze wpisy poznasz podstawowe i zaawansowane informacje z zakresu zdrowego odżywiania i nauczysz się gotować naprawdę smacznie. Znajdziesz tutaj teksty merytoryczne, przepisy kulinarne, recenzje produktów, restauracji i książek, a także trochę motywacji i prawdziwych historii. Rozgość się - ten blog powstał dla Ciebie!
izrael w 5 dni